Skromne zwycięstwo Stali Mielec i czwarta porażka beniaminka z Łodzi. Stal Mielec 1:0 ŁKS Łódź.
Zaległy mecz z rundy jesiennej pomiędzy Stalą Mielec a ŁKS Łódź był prawdziwym wyzwaniem dla głównego arbitra Sebastiana Krasnego. Podczas spotkania obejrzeliśmy sześć trafień do siatki z czego tylko jedno zostało poprawnie wykonane, oraz sześć żółtych kartek i jedną czerwoną. Mielecki zespół po przerwie zimowej zaskoczył chyba wszystkich kibiców ekstraklasy. Zwycięstwo z Puszczą Niepołomice i Śląskiem Wrocław, a także remis u siebie z Rakowem Częstochowa, sprawił że z drużyny walczącej o utrzymanie urósł nam pretendent do gry o miejsce w górnej części tabeli. Patrząc na to jak piłkarsko i finansowo prowadzony jest ten zespół, można pokusić się o stwierdzenie, że przyszły sezon, a być może jeszcze i obecny, może sprawić miłą niespodziankę kibicom "dumy" podkarpacia. Trzeba oddać w tym dużą zasługę dla trenera zespołu Kamila Kieresia. Pomimo presji, fatalnej formy na jesieni i delikatnie ujmując braku zaufania kibiców, zdołał postawić na nogi piłkarzy i zbudować całkiem solidny zespół. Teraz najtrudniejszym zadaniem będzie utrzymanie formy strzeleckiej jednego z najlepszych napastników ekstraklasy Ilya Shkurina. Zawodnik nie po raz pierwszy w tym sezonie odmienił bieg meczu na korzyść mielczan. Ma na swoim koncie jedenaście trafień i pięć asyst i jeśli nie dopadnie go żadna kontuzja czy choroba, to wynik ten z pewnością zdoła poprawić.
Niestety, takich pozytywów ciężko znaleźć u beniaminka z Łodzi. Po katastrofalnym ubiegłym roku, zakończonym na ostatnim miejscu i przegranych derbach, przeprowadzono zmiany kadrowe. Z posadą trenera pożegnał się Piotr Stokowiec, a jego miejsce zajął Marcin Matysiak. W okienku zimowym sprowadzono kilku zawodników, min. napastnik Husein Balic z Austriackiego LASK, obrońca Rahil Mammadov z Qarabag oraz pomocnik Thiago Ceijas z Beroe Stara Zagora. Do składu powołano jeszcze paru zawodników z drugiej drużyny. Punktów jak nie było tak nie ma. Na cztery rozegrane spotkania, łodzianie przegrali wszystkie, zdobyli trzy bramki i stracili dziewięć. Swój ostatni ligowy mecz wygrali dwudziestego sierpnia, czyli pół roku temu. Łącznie po dwudziestej drugiej kolejce mają najmniej strzelonych bramek w lidze, bo zaledwie szesnaście i najwięcej straconych których liczba wynosi czterdzieści pięć. Daje to średnią dwa gole na mecz. Wszystkie znaki na niebie wskazują, że ten zespół jest skazany na spadek do pierwszej ligi i nieuchronnie, krok po kroku zmierza w tą stronę. Na domiar złego, terminarz marcowych rozgrywek nie napawa optymizmem. Starcie z Puszczą Niepołomice i Wartą Poznań będzie preludium do starć z Rakowem i Jagiellonią. Jeśli ekipa Matysiaka nie zdoła uzbierać przynajmniej sześciu punktów w nadchodzącym miesiącu, będzie można otwarcie mówić o pierwszym spadkowiczu.
Mecz rozpoczął się o godzinie osiemnastej trzydzieści, a stadion wypełniło 5673 widzów, w tym kilkudziesięciu kibiców gości. Pod bramką w drugiej minucie pierwsi zameldowali się przyjezdni. Po akcji z rożnego i niezbyt udanym wybiciu głową Piotra Wlazło, piłkę przejął Michał Mokrzycki. Strzał skierowany na bliższy słupek nie sprawił jednak większych problemów bramkarzowi. W zasadzie od tego momentu do końca pierwszej połowy byliśmy świadkami pełnej kontroli i dominacji drużyny gospodarzy. W ósmej minucie po przypadkowym wybiciu obrońcy ŁKS-u, Igor Strzałek dośrodkowaniem odnalazł w polu karnym Shkurina, a ten skierował piłkę do siatki. Gol jednak nie został uznany z powodu pozycji spalonej asystującego. Kilka minut później po dośrodkowaniu Domańskiego mieliśmy podobną sytuację. Tym razem Shkurin uderzając z główki zmusił Alexandra Bobka do wybicia piłki wprost pod nogi Berta Esselinka. Celne trafienie do bramki nie dało jednak prowadzenia. W dwudziestej siódmej minucie podopieczni Kieresia w końcu dopięli swego. Po kolejnej akcji przeprowadzonej prawą stroną zespół Stali zdobył przewagę. Na listę strzelców wpisał się nie kto inny jak Ilya Shkurin. Asystował mu rozgrywający bardzo dobre spotkanie obrońca Mateusz Matras. Do czterdziestej piątej minuty zespół Stali próbował jeszcze podwyższyć swoje prowadzenie. Zawodnikom biało niebieskich brakowało jednak wykończenia i dokładności.
Po przerwie rolę na boisku obróciły się o sto osiemdziesiąt stopni. Drużyna Marcina Matysiaka wysokim pressingiem i ustawieniem przejęła pełną kontrolę w środkowej części boiska. Dzięki temu coraz częściej meldowali się pod bramką gospodarzy. Natomiast Ostatnie pół godziny meczu to totalna dominacja w której aż trzykrotnie trafiali do siatki. Niestety dla łodzian wszystkie te sytuację z uwagi na pozycje spalone i przewinienia nie doprowadziły do wyrównania. Najpierw z pozycji spalonej, nieuznanego gola, strzelił głową sprowadzony zimą obrońca Rahil Mammadov. Pięć minut później, po stałym fragmencie gry, Husein Balic w polu bramkowym faulując nakładką Getingera nie daje szans bramkarzowi. Z kolei w osiemdziesiątej drugiej minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego na pozycji spalonej znajduje się Michał Mokrzycki. Warta odnotowania jest również sytuacja z siedemdziesiątej czwartej minuty. W której po raz kolejny uderzeniem głową popisał się Mammadov. Zmuszając, będącego w bardzo dobrej formie, Mateusza Kochalskiego do wspaniałej interwencji.
Mecz zakończył się zwycięstwem Stali. Pomimo sześciu bramek, na tablicy widniało skromne 1:0. Całe spotkanie było wyraźnie podzielone na dwie równe połowy. W pierwszej oglądaliśmy pełną dominację gospodarzy, z kolei w drugiej to drużyna gości dyktowała warunki gry. Za grę ofensywną na boiskowy splendor zasłużył Alvis Jaunzems oraz Husein Balic.
Komentarze
Prześlij komentarz